Test systemu audio Bowers & Wilkins Diamond Surround Sound System w BMW X5 M50i


Duże auto, duży silnik, znakomite przyspieszenie, a jednocześnie świetny system audio – w tym aucie mógłbym bez problemu odsłuchiwać nowości na playlistę, wsłuchując się w szczegóły brzmienia.
BMW X5 M50i w pierwszej chwili przytłacza swoją wielkością. Jest naprawdę duży, gdy zaparkowałem go w swoim podziemnym garażu, wypełnił swoja sylwetką niemal całe miejsce garażowe. Wrażenie masywności potęguje wielki grill i duże, 20calowe felgi. Auto ma niemal 5 metrów długości (492 cm.) i ponad 2 szerokości (221 cm). Pod maską kryje się silnik o pojemności 4,4 litra, mający 530 KM. Przyspieszenie – 4,3 do setki.
Tyle suchych danych, dotyczących samego auta, a teraz audio – testowany przeze mnie samochód został wyposażony w system dobrze znanej fanom audio firmy Bowers & Wilkins. Brytyjska marka współpracuje z kilkoma producentami samochodów, oferując systemy audio z wysokiej półki. Nie inaczej jest z BMW – system B&W nazywany jest tutaj Diamond Surround Sound System i jest oferowany za dopłatą 22 tysięcy złotych. Jeśli chcecie dowiedzieć się , jak system został zainstalowany w samochodzie – polecam poniższy filmik, w którym zobaczycie szczegóły rozmieszczenia głośników.
A jeśli nie macie ochoty klikać w link – podpowiadam: system składa się ze wzmacniacza o mocy 1475W oraz 20 rozmieszczonych w kabinie auta głośników: 7 wysokotonowych, 7 średniotonowych, 4 szerokopasmowych i dwóch basowych. Są one rozmieszczone w całej kabinie, nawet pod sufitem, aby uzyskać możliwie najlepszy odsłuch i wrażenie trójwymiarowości dźwięku, o którym piszę niżej.

Zanim przejdę do opisu wrażeń sonicznych, gwoli ścisłości poinformuję, ze auto nie posiada napędu CD. Nie wiem, czy w ogóle jeszcze można kupić nowy samochód z odtwarzaczem CD, przypuszczam że zdecydowana większość producentów z tego elementu wyposażenia zrezygnowała. Trochę szkoda, bo choć płyty CD niby odchodzą do lamusa (winyle tez kiedyś wyprzedawano za bezcen, a dziś proszę…) nośnik ten sprawdzi się, gdy zabraknie internetu na odludnej trasie. Do tego jednak nie wszystko jest w streamie, mam w swojej kolekcji płyty, które pewnie do streamów nigdy nie trafią. No ale koniec tego marudzenia – chcesz mieć nowe auto – zacznij przegrywać unikatowe CD na pendrive i tyle.
Parowanie telefonu zajmuje chwilę, nauka obsługi systemu audio jest prosta i intuicyjna. Całością można sterować na kilka sposobów: za pomocą kółka, umieszczonego obok dźwigni zmiany trybu jazdy, poprzez klikanie palcem w ekran albo za pomocą gestów, które czujnik umieszczony przed ekranem odczytuje i wprowadza w życie. Kilka razy spowodowało to zabawną sytuację, gdy np. sięgałem po kubek z kawą i przez przypadek, wykonując jakiś gest, wyłączyłem radio :). Owe gesty oczywiście można wyłączyć, ale można też nauczyć się wykonywać je prawidłowo.
Do odsłuchu użyłem aplikacji Tidal HiFi, prawie wszystkie albumy których słuchałem, odtwarzałem w jakości Master (poza Dire Straits, bowiem płyt tego zespołu w Tidalu w takiej jakości nie ma).

Ruszam i od razu czuję, że BMW jest znakomicie wyciszone. Dane techniczne podałem na początku, jest więc czym ryknąć, ale nawet jeśli – do wnętrza przebija się niezbyt głośny dźwięk. Przy rozsądnej jeździe autostradą do kabiny nie będą docierać niemal żadne odgłosy z zewnątrz. Co oczywiście bardzo sprzyja wszelkiej maści audiofilskim doznaniom.
System B&W oferuje pięć trybów odtwarzania, z których najciekawsze są pierwsze trzy. Każdy z nich jest stosownie opisany, z dość sugestywną nazwą, nietrudno się zatem domyśleć, że Studio to dźwięk najbardziej zbliżony do tego, jak muzyka zabrzmieć powinna według założeń tego, kto ją nagrywał. To ustawienie dla purystów audio, którzy nie tolerują żadnego podbarwiania i od niego, oraz od wyzerowania equalizera zacząłem swoją przygodę z systemem B&W w BMW. I choć znakomicie się sprawdził, oczywiście korciło mnie wypróbowanie kolejnych trybów, które przewidział producent. Stąd Aga, z którą pędziliśmy autostradą A2 na zachód zajęła się przeklikiwaniem kolejnych ustawień.
Dwa kolejne, które wypróbowaliśmy, to Koncert 3D oraz On Stage 3D – włącza się tutaj możliwość sterowania efektem „3D”, który dodaje muzyce lekkości poprzez uruchomienie dodatkowych głośników pod sufitem. Ostatnie dwa tryby przypasowały mi najmniej, mam wrażenie że są zbyt udziwnione.
W trybie Studio muzyka jest najbardziej zwarta. Dźwięk jest dokładny, umiejscowiony tam, gdzie należy. Tu dodam, że system audio kreuje dźwiękową panoramę, którą faktycznie słychać, a która w większości tanich systemów audio w samochodach raczej nie występuje.
Po przełączeniu na tryb Koncert 3D panorama się poszerza i obniża, instrumenty zaczynają grać w większej separacji, pojawia się swoista lekkość, faktycznie, jakbyśmy byli nie w studio, ale na koncercie, przed dużą sceną. Ucho zaczyna słyszeć inaczej – więcej jest środka, bas trafia w inne miejsce, trochę mniej jest wysokich tonów. Podobnie tryb numer trzy, według którego słyszymy tak, jakbyśmy stali na scenie – różnica między nim , a trybem koncertowym nie jest tak duża, jak miedzy studiem, a koncertem, zaczynają rządzić niuanse, można wyczuć nieco mocniejsza separację instrumentów.
Co ciekawe – słuchając różnych albumów przekonałem się, że warto do każdej płyty indywidualnie dobrać ustawienie audio. Generalnie muzyka mocniejsza zabrzmi trochę lepiej (albo na tyle inaczej, że interesująco) na ustawieniu 3D. „Back In Black” AC/DC na Koncert 3D nabrał lekkości, nie tracąc jednak mocy, na ustawieniu Studio dźwięk był bardziej stłoczony. Z kolei nowy, świetny album Johna Meyera „Sob Rock”, który brzmi, jakby był nagrany w połowie lat 80, z dużą ilością pogłosów, lepiej sprawował się w Studio niż na Koncercie, może dlatego że płyta sama w sobie jest dość „lekka” (wspomniane pogłosy!). Podobnie „Return of the Space Cowboy” Jamiroquai – tutaj, dzięki wielu planom i bogatemu instrumentarium mogłem docenić jakość separacji owych planów, które układały się przed maską samochodu w stosownej odległości i szerokości, a całość lepiej zabrzmiała w Studio.

W trybach 3D można sobie dodatkowo „dopalić” efekt trójwymiarowości, przez co dźwięk zyska na lekkości (ale uwaga, nie ma co przesadzać – tu znów kłania się zasada: sprawdź każdy album na każdym ustawieniu!). B&W oferuje też dwa rodzaje korekty brzmienia – ogólne (zdjęcie niżej) oraz bardziej szczegółowy equalizer (zdjęcie wyżej). Za mało Ci basu Watersa w „Money”? Proszę bardzo, dorzuć do basowego pieca stosownym suwakiem. Można też ustawić sobie balans na kierowcę, albo pasażera, a faderem wyciszyć tylne fotele.

System oferuje też inną ciekawą funkcję: trybem „Indywidualna rozrywka” można pasażerom z tyłu zaproponować inny dźwięk, musza tylko mieć swoje słuchawki (z tyłu mogą sobie nie tylko słuchać muzyki, ale i włączyć telewizor na ekranach za zagłówkami przednich foteli, bo I taka funkcję auto oferuje). Z kolei „Tryb teatru” oznacza wspólne słuchanie muzyki dla wszystkich.

Poza odtwarzaniem dźwięku z telefonu do auta można też wpiąć pendrive i w ten sposób słuchać muzyki. Ustawienia pozostają te same, plusem jest to, co napisałem wyżej – można sobie zawczasu przygotować składankę piosenek albo płyt, których w streamie nie ma.
Tyle audio z zewnętrznego źródła, poza nim BMW jest wyposażony w znakomity tuner radiowy, który odbiera stacje zarówno w FM jak i w DAB+. Fajne jest to, że wspomniane wyżej funkcje działają też w przypadku radia, dzięki czemu można pobawić się różnymi ustawieniami dla różnych stacji radiowych.

Last but not least – po zmroku poszczególne elementy systemu audio zaczynają czarować nie tylko dźwiękiem, ale i dyskretnym podświetleniem. Niby drobiazg, ale cieszy nie tylko uszy ale i oczy.

Podróż autem, wyposażonym w dobry system audio na pewno jest znacznie przyjemniejsza, a system Bowers and Wilkins to topowa opcja dla beemek. Gdybym kupował dziś BMW X5 lub inne, które oferuje możliwość montażu tego właśnie systemu – na pewno nie wahałbym się i wydał dodatkowo 22 tys. na B&W. Dobry dźwięk wart jest wydatków – wie kto każdy, kto lubi rozkoszować się muzyką.